poniedziałek, 27 grudnia 2010

Nie jest źle, ale...


W obecnym sezonie koszykarki Wisły Can Pack Kraków rozegrały dotąd łącznie 22 mecze w rozgrywkach polskiej ekstraklasy i Euroligi. Obecnie trwająca przerwa świąteczno-noworoczna skłania do analizy na temat dotychczasowych wyników drużyny, której występom przyglądam się z dużą uwagą.

Zacząć należy od sytuacji z poprzedniego sezonu, bowiem miał on spory wpływ na określenie pewnych priorytetów przez kierownictwo klubu. Niekwestionowanym sukcesem był awans do rozgrywek Final Four Euroligi, ale jednocześnie zespół prowadzony przez Jose Ignacio Hernandeza nie awansował do półfinału play off w PLKK! Niepowodzenie na krajowym podwórku spowodowało, że celem nr 1 dla włodarzy TS Wisła jest w obecnym sezonie odzyskanie tytułu mistrza Polski, zaś osiągnięcia na europejskich parkietach są jakby dodatkiem. Sporej przebudowie uległ skład. Odeszła przede wszystkim – po trzech latach występów w barwach Wisły – świetna Marta Fernandez, zespół opuściły także krytykowane za słabą postawę w lidze Liron Cohen i Iziane Castro-Marquez, niezbyt pasująca do zespołu Katerina Zohnova, zaś spośród Polek najistotniejsze były ubytki doświadczonych podkoszowych: Agnieszki Majewskiej i Anny Wielebnowskiej. W ich miejsce do Krakowa trafiły: MVP poprzedniego sezonu PLKK – Australijka Erin Phillips,  chorwacka rozgrywająca Andja Jelavić, doświadczona Łotyszka Gunta Basko oraz dwie reprezentantki Polski: Magdalena Leciejewska i Katarzyna Krężel. W styczniu drużynę ma wzmocnić jeszcze amerykańska skrzydłowa Nicole Powell.

W polskiej ekstraklasie wiślaczki zajmują jak dotąd pierwsze miejsce – na 14 meczów odniosły 13 zwycięstw. Przy pewnej dozie szczęścia (ale chyba jeszcze bardziej rozsądku) bilans po stronie porażek mógł być zerowy. Jednak 14 listopada wicemistrzynie Polski, AZS PWSZ Gorzów Wlkp. w hali przy Reymonta prowadziły niemal od samego początku, zaś ekipie Wisły gra nie kleiła się. Dopiero zryw w czwartej kwarcie spowodował odwrócenie się sytuacji. W ostatniej minucie szansa na zwycięstwo była spora, ale wiślaczki spudłowały cztery rzuty wolne pod rząd, a następnie nie faulowały rywalek, które wykorzystały to bezwzględnie, trafiając równo z końcową syreną za 3 pkt, dzięki czemu doprowadziły do dogrywki, w której minimalnie wygrały... Cóż, taki jest sport, a w lutym w Gorzowie sytuacja może się odwrócić. Poza tym drużyna dowodzona przez Hernandeza raczej bez większych problemów odnosiła wygrane. Szczególnie cenne były ciężko wywalczone triumfy w Polkowicach i Toruniu, z zespołami zaliczanymi do ścisłej czołówki PLKK. Oprócz tego, jedynie w inaugurującym ligę meczu z Artego Bydgoszcz oraz w ostatnim z dotychczasowych – przeciwko Tęczy Leszno – o wygranych decydowała nerwowa końcówka. Pozostałe spotkania kończyły się wyraźnymi zwycięstwami faworytek z Krakowa – spośród nich na uwagę zwraca odprawienie różnicą 28 pkt mistrzyń z poprzednich dwóch sezonów (choć w obecnych rozgrywkach dysponują one cokolwiek słabszym składem i na parkiecie, i na ławce trenerskiej) – Lotosu Gdynia.

Z powodu rozstawienia w Eurolidze – będącego rzecz jasna konsekwencją awansu do Final Four – w obecnym sezonie grupa, do której trafiła Wisła, jest łatwiejsza od tej z poprzedniego sezonu. Taranto, Kosice, Pecs, Mondeville, Ryga – niewątpliwie nie są to ekipy z europejskiego topu. Jedynie Taranto dysponuje składem i aspiracjami podobnymi do teamu z Krakowa. Właśnie z tą drużyną wiślaczki poniosły dwie porażki. O ile niepowodzenie we Włoszech było niejako wkalkulowane w ryzyko (6 pkt różnicy po bardzo zaciętym meczu), to przegrana z włoskim teamem w hali przy Reymonta boli z kilku powodów. Po pierwsze – zawodniczki Wisły przegrały po dramatycznej końcówce różnicą zaledwie 1 pkt, przy czym na ostatnią akcję nie miały sensownego pomysłu, zostawiając wszystko Erin Phillips. Taka strategia była zbyt czytelna i miała nikłe szanse powodzenia. Po drugie – ta porażka przerwała passę szesnastu kolejnych zwycięstw na własnym parkiecie w Eurolidze (poprzednio w Krakowie wygrał Halcon Avenida Salamanca 12 listopada 2008 r. - trenerem hiszpańskiego teamu był wówczas... Jose Ignacio Hernandez). Wreszcie po trzecie, chyba najważniejsze – to rozstrzygnięcie może spowodować, że Wisła nie będzie mieć atutu własnej hali nawet w pierwszej rundzie play off. Jeszcze pod tym względem nie wszystko stracone, ale trzeba wygrać zarówno w Rydze, jak i Koszycach (co będzie dużo trudniejsze), choć i tak wówczas jeszcze nie będzie pewności co do znalezienia się w pierwszej ósemce po rozgrywkach sezonu zasadniczego. Ciężko zrozumieć też - a może przede wszystkim - wpadkę na inaugurację rozgrywek w Mondeville. Do przerwy Wisła miała 9 pkt przewagi, ale w drugiej połowie coś się załamało i przegrała 65:76... Francuzki zagrały jedno z dwóch najlepszych spotkań w Eurolidze (ograły też Taranto i dla Włoszek była to jak dotąd jedyna porażka), bo ich ostatnie osiągnięcia cokolwiek nie zachwycają, a może po prostu w ich przypadku wszystko wróciło do "normy". Tym bardziej więc team Hernandeza nie powinien był dopuścić do takiego rozstrzygnięcia. W Krakowie dość pewnie wygrała Wisła, z nawiązką odrabiając stratę w małych punktach z Mondeville (65:47). Poza tym koszykarki z Białą Gwiazdą na koszulce dwukrotnie ograły „stare znajome” z Pecsu (pewniej na Węgrzech niż w Krakowie), były bezwzględne dla TTT Ryga (89:48 mówi samo za siebie) i po nieco nerwowym meczu wygrały z Dobrymi Aniołami z Koszyc (66:61).

Bilans 5-3 gwarantuje już teraz spokojny awans do play off, ale czy to było celem samym w sobie dla wiślaczek przed rozpoczęciem tego sezonu? Tutaj trzeba mieć wątpliwości. Podkreślę jeszcze raz – grupa jest naprawdę łatwa, więc najistotniejsze powinno być wyśrubowanie jak najlepszego wyniku, aby miało to przełożenie na pozycję po sezonie zasadniczym, co wręcz wymusza taki, a nie inny regulamin rozgrywek. W zeszłym sezonie bilans 9-1 pozwolił Wiśle na rozstawienie z nr 3 w drabince play off i tym samym posiadanie atutu własnego parkietu zarówno w pierwszej, jak i drugiej rundzie. Obecnie, po ośmiu meczach bilans 7-1 był jak najbardziej realny i osiągnięcie go znacznie przybliżyłoby pierwszą czwórkę przed play off. Jednak chyba dają tutaj znać o sobie nakreślone przez działaczy priorytety – od Euroligi ważniejsze są rozgrywki PLKK i to przede wszystkim na krajowym podwórku trzeba się koncentrować na odnoszeniu zwycięstw...


Jeśli chodzi o ekstraklasę, wiślaczki czeka w miarę spokojny styczeń. W zasadzie tylko spotkanie z Energą w Krakowie może dostarczyć pewnych emocji, choćby z uwagi na osobę coacha toruńskiego teamu, Elmedina Omanicia, który doprowadził Wisłę w latach 2006-07 do triumfów w krajowych rozgrywkach. W drugiej połowie lutego odbędą się za to dwa szalenie istotne mecze dla układu czołowej trójki - najpierw wyjazd do Gorzowa, a następnie gra u siebie przeciwko polkowickiemu CCC. Nieco więcej wysiłku mogą kosztować wyjazdowe spotkania w Gdyni i Pruszkowie. Natomiast w Eurolidze będą - jak wspomniałem - dwa bardzo ważne w kontekście pozycji przed play off występy na obcych parkietach. Drużynie powinna już pomóc powracająca po złamaniu kości śródstopia Gunta Basko. Nieco bardziej skomplikowana sytuacja jest z Nicole Powell. Jej przyjazd z pewnością ożywi grę na obwodzie i wprowadzi nowe rozwiązania taktyczne, ale wszystko wskazuje na to, że jedynie w PLKK. W rozgrywkach europejskich mogą grać bowiem tylko dwie zawodniczki spoza Europy, a przecież są już w składzie Phillips i Burse. Zatem istnieje jedynie możliwość wymiany którejś z nich.


Jednak o tym, jak zaprezentowały się w dotychczasowych meczach poszczególne zawodniczki Wisły, napiszę następnym razem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz