Jutro koszykarki Wisły wracają na parkiety. W ćwierćfinale Pucharu Polski zmierzą się w Krakowie z Liderem Pruszków, a już w sobotę również w hali przy Reymonta rozegrają mecz ligowy z Odrą Brzeg. W porównaniu do składu grającego w ostatnich tygodniach 2010 roku, powraca po kontuzji Gunta Basko, natomiast zadebiutuje Nicole Powell, która ma stanowić o sile ofensywnej zespołu (średnia 16,0 pkt w poprzednim sezonie Euroligi w barwach Fenerbahce Stambuł mówi sama za siebie). Zabraknie za to Janell Burse. Amerykanka spisywała się w grudniu słabo. Władze klubu dociekały przyczyn tej niedyspozycji, zarządzając nawet dodatkowe badania lekarskie. Wszystko wyjaśniło się jednak po świątecznym wyjeździe zawodniczki do USA - okazało się, że Janell jest w początkowym okresie ciąży! Zarząd TS Wisła poinformował w niedzielę o rozwiązaniu kontraktu i pilnie zabrał się za poszukiwanie następczyni. Priorytetem była zawodniczka z europejskim paszportem i taką dosłownie w ostatnich godzinach udało się zakontraktować. W barwach Wisły będzie występować świetna Białorusinka, Jelena Lewczenko (powszechnie określana w mediach jako Leuczanka, ale oryginalna pisownia nazwiska przeczy tej wersji), grająca dotąd w AZS Gorzów. Ten klub dopadły problemy finansowe i nie był w stanie płacić jednej z najlepszych europejskich środkowych wysokiego kontraktu. Taka sytuacja sprawi, że zarówno w Eurolidze, jak i PLKK wiślaczki mogą grać w tym samym składzie (jak pisałem poprzednio - w przypadku obecności Burse było to niemożliwe, gdyż w kadrze byłyby trzy zawodniczki spoza Europy, zaś w Eurolidze mogą grać jedynie dwie).
Tak wygląda na chwilę obecną sytuacja w teamie koszykarek Wisły. A jak można ocenić postawę poszczególnych zawodniczek w dotychczasowych meczach PLKK i Euroligi?
Zacząć należy od tego, że - o czym wspominałem w zeszłym tygodniu - inaczej niż w poprzednim sezonie jest skonstruowany skład zespołu Jose Ignacio Hernandeza. Miejsce efektownych, nieraz nieobliczalnych Fernandez, Cohen czy Castro zajęły zawodniczki bardziej przewidywalne, znane ze swojej ambitnej postawy w obronie. Niewątpliwie w zeszłym sezonie ten element był piętą Achillesową wiślaczek. Taka konstrukcja składu przełożyła się jednak na mniejszą ilość zdobywanych punktów i nieraz tą niemoc w ataku widać jak na dłoni.
O ile w poprzednim sezonie praktycznie każda z zawodniczek z pierwszej piątki była w stanie wziąć na siebie w krytycznym momencie ciężar zdobywania punktów, to w obecnych rozgrywkach (zwłaszcza w Eurolidze) można w tej mierze liczyć w zasadzie jedynie na Ewelinę Kobryn i Erin Phillips. Wychowanka Wisły w kolejnym sezonie udowadnia, że jest najlepszą środkową w Polsce i na tej pozycji można zaliczyć ją do europejskiej czołówki. Średnie 15,0 pkt i 6,4 zbiórki w Eurolidze, dobitnie o tym świadczą. Australijka jest za to niesamowicie waleczna, nie ma dla niej straconych piłek, dużo widzi na parkiecie, a w trudnych chwilach nie boi się brać odpowiedzialności za zdobywanie punktów. Czasem jednak to jej - oraz koleżanek - zaufanie do własnych umiejętności nie wychodzi na dobre, czego przykładem była ostatnia akcja w feralnym meczu przeciwko Taranto. Jednak bezsprzecznie Erin jest dla Wisły bezcenna.
Na pewno natomiast nie tak mocnym punktem drużyny jak w poprzednim sezonie była przywoływana wyżej Burse. Od początku rozgrywek było widać jej brak zdecydowania, większe trudności w zdobywaniu punktów. Być może było to spowodowane urazem, jakiego nabawiła się jeszcze pod koniec września. Poza tym rywalki po jej wcześniejszych osiągnięciach zwracały na nią większą uwagę. Istotna była też zmiana na pozycji pierwszej rozgrywającej. Wiadomo, że od playmakera wymaga się m. in. umiejętnego dogrywania piłek do podkoszowych - ten element w obecnym sezonie na pewno nie wychodzi tak dobrze jak w poprzednim. Swoje mogło też zrobić swoiste osamotnienie Janell, brak takiej nici porozumienia z resztą zespołu, nie tylko na parkiecie. W grudniu było już widać wyraźną obniżkę formy, zagubienie, zwłaszcza w ataku. W jednym z wywiadów prezes Ludwik Miętta-Mikołajewicz nieśmiało zastanawiał się nawet nad możliwością rozwiązania kontraktu z Amerykanką. Realizację tych hipotez wyprzedziła sama zawodniczka. Lewczenko prezentuje co najmniej ten sam poziom co Burse. Zatem siła pod koszem na pewno nie osłabnie, a zapewne będzie nawet jeszcze lepiej (zwłaszcza wobec wyraźnie gorszej ostatnio dyspozycji Janell). Oby tylko Białorusinkę omijały urazy, trapiące ją nieco w ostatnich tygodniach w Gorzowie.
Zmienniczka Kobryn i Burse, pozyskana z Lotosu Gdynia, Magdalena Leciejewska na początku sezonu miała problemy z kolanem - nie pierwszy raz w swojej karierze. Potem jej gra ogólnie zadowalała, chociaż dużo więcej wnosiła do gry w PLKK (średnio 11,4 pkt na mecz) niż w Eurolidze. Waleczna, dobrze trafiająca z półdystansu, jednak zdarzało się jej stanowczo zbyt wiele pudeł spod samego kosza. Na pewno będzie jeszcze bardzo pożyteczna w tym sezonie.
Problemy są na pozycjach nr 1 i 3. O ile na tej pierwszej są dwie w miarę równorzędne zawodniczki, to ich poziom nie jest zbyt zachwycający, zwłaszcza jak na wymagania Euroligi. Co z tego, że Andja Jelavić była w zeszłym sezonie najlepszą podającą tych rozgrywek, skoro gra zespołu Gospić Croatia była jedną wielką prowizorką? Chorwatka jest - owszem - ambitna, szybka, walczy w obronie, biega do kontrataków, ale to za mało. Wprawdzie jest najlepiej podającą zespołu w Eurolidze (4,0 asysty na mecz), ale notuje koszmarne straty, gubi się w końcówkach meczów (np. z Gorzowem czy Taranto). Kompletnie nie umie dobrze, przytomnie rozegrać akcji, przewidzieć wydarzeń na boisku, niedokładnie, wręcz chaotycznie podaje, kiepsko współpracuje z wysokimi zawodniczkami. Te elementy to dla rozgrywającej podstawa. Do tego jej skuteczność z dystansu i z linii rzutów wolnych wręcz zatrważa. Paulina Pawlak również nie zachwyca i jest pod względem stylu podobną zawodniczką, ale jej gra aż tak nie razi, do tego dysponuje lepszym rzutem za 3 pkt, a jej znakiem firmowym jest waleczność - potrafi przykleić się do prowadzącej akcję rywalki niczym pittbull i wydrzeć jej piłkę. Wielu kibiców tęskni za finezyjną, choć nieraz niezbyt rozsądną Liron Cohen, czy za prawdziwym mózgiem zespołu, jakim przez 5 lat była Jelena Skerović. To na pewno wyższa europejska półka. Cóż, w tym sezonie tak dobrze nie jest...
Sprawa na pozycji niskiej skrzydłowej od początku sezonu była skomplikowana. Mogą tam grać Gunta Basko, Katarzyna Krężel i Dorota Gburczyk-Sikora. Te dwie pierwsze są w stanie występować także na pozycji nr 2, wspierając Erin Phillips. Sprawę znacznie skomplikowała kontuzja Łotyszki i jej dwumiesięczna przerwa w grze. Do tego momentu nie zachwycała, ale dała się poznać jako zawodniczka solidna, dobra w grze obronnej, niezła w rzutach za 3 pkt. Jej wadą była jednak niestabilność formy. Krężel początkowo wykorzystywała szansę gry w większym wymiarze czasowym, jednak później straciła pewność siebie i już wnosiła znacznie mniej do gry zespołu. Dobrze więc, że najlepszy od wielu lat sezon notuje kapitan Wisły. Dorota po wyjściu za mąż wyraźnie nabrała nowych sił. To już nie ta sama zawodniczka, której po wyjściu na parkiet trzęsły się ręce i nie wiedziała, co zrobić z piłką. Walczy na deskach, nieźle broni, no i dokłada więcej punktów niż w poprzednich latach. Sytuacja na pozycji niskiej skrzydłowej wyraźnie zmieni się po przyjściu Powell i wyleczeniu się Basko. To Amerykanka będzie podstawową opcją, zaś Gunta zapewne będzie zmieniać ją i Phillips. W PLKK pewnie trochę pograją również Krężel i Gburczyk-Sikora, ale już nie w takim wymiarze jak dotąd.
Maja Vucurović, Katarzyna Gawor i Agnieszka Śnieżek stanowiły głęboką rezerwę i na parkiet wchodziły jedynie, gdy było już "pozamiatane". Martwi brak postępów tej pierwszej - a może brak otrzymywanych szans. Wydaje się, że powinna zostać wypożyczona do innego klubu, gdzie mogłaby więcej pograć, a przede wszystkim nabrać pewności siebie. Na pewno młodziutka Serbka ma duży talent, ale w jej przypadku może nie znaleźć to przełożenia na dalszą karierę. Obym był złym prorokiem.
Jak wspomniałem na wstępie - plusem ekipy Wisły w tym sezonie jest gra obronna, której konsekwencją jest znacznie mniejsza ilość traconych punktów (w Eurolidze - średnio 59,8 pkt na mecz, w poprzednim sezonie - 73,4), jednak też drużyna mniej ich zdobywa (Euroliga - średnio 65,1, czyli o prawie 14 pkt mniej). Wynika to właśnie z innej konstrukcji teamu, braku "strzelb" - chociaż te proporcje może zmienić pojawienie się Powell. Sztab trenerski podchodzi też z większą powagą do meczów ligowych, dobrze rozpracowując poszczególne zespoły. Ważne jest, że w trakcie meczu Hernandez umie skorygować grę zespołu, zmobilizować, choćby po nieudanej pierwszej połowie. O ile do przerwy Wisła nieraz traci około 40 pkt, to w trzeciej i czwartej kwarcie rywalki gubią się wobec świetnej defensywy i niekiedy ledwo przekraczają granicę 60 pkt w całym meczu. Minusem jest na pewno - o czym wspominałem - słabsze niż w poprzednim sezonie konstruowanie akcji. Poza tym piętą Achillesową są niewątpliwie rzuty wolne. W Eurolidze skuteczność w tym elemencie wyniosła 65%, a w PLKK było jeszcze gorzej. 63% to najniższy odsetek spośród wszystkich trzynastu ekip! Nie pomogły zbyt wiele specjalne treningi rzutowe. Najgorszą skuteczność z linii rzutów wolnych miały Burse i Jelavić. Można stwierdzić, że "dzięki" fatalnie egzekwowanym osobistym wiślaczki przegrały u siebie z AZS Gorzów, a w wielu meczach dostarczały niepewności w końcówce. Ten element będzie szalenie ważny również w kolejnych meczach, gdzie często wynik może być bliski remisu.
Podsumowując - w tym sezonie emocji już nie brakowało, a na pewno będzie ich jeszcze więcej, bo przecież walka zarówno w polskiej ekstraklasie, jak i Eurolidze wchodzi w decydującą fazę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz