sobota, 30 października 2010

Pierwsze koty za płoty...


To mój debiut w roli blogera, zatem w głowie mam dużo, czasem wykluczających się, koncepcji, no i oczywiście tremę:). O czym będę pisać na tym kawałku wirtualnej przestrzeni? Hmm, nie będzie to jedna, konkretna dziedzina, a raczej to, co w danej chwili przyjdzie do głowy, będzie jakoś w niej siedzieć.

Dużą część twórczości poświęcę swoim zainteresowaniom. Należy do nich sport, a przede wszystkim piłka nożna i koszykówka - a może w odwrotnej kolejności, sam nie wiem:). Poza tym kwestie związane z polityką (ale absolutnie nie będę rozdrabniać katastrofy z 10.04.2010 na czynniki pierwsze, a już na pewno nie będę doszukiwał się rozmaitych spisków), prawem, sprawami społecznymi, życiem miasta, jego problemami. Gdzieś na pewno pojawią się mniej czy bardziej wątki osobiste, jednak nie będę opowiadać tutaj o swoich stricte prywatnych sprawach. Jak wszystko wyjdzie w praniu - czas pokaże. I moja silna wola, z którą podobno jest tak sobie, więc mam coś do udowodnienia:).

Kim jestem? Należę do tzw. elementu napływowego Krakowa, który w ostatnich latach coraz bardziej przybiera na sile. Nie dorobiłem się jednak jak dotąd własnego M, to - jak wiadomo - w dzisiejszych czasach nie taka łatwa sprawa. Kilka lat temu skończyłem studia, a już nieco wcześniej podjąłem decyzję o pozostaniu w Krakowie. Przyciągnął mnie niezaprzeczalny urok tego miasta i większe możliwości, zwłaszcza w porównaniu do rodzinnego Przemyśla. Cóż, tutaj też nie jest tak całkowicie wspaniale i beztrosko. Z czasem dostrzegłem nieco rys na tym pozornie nieskazitelnym (zwłaszcza dla turystów) obrazie Krakowa. Jednak gdzie jest idealnie? Do plusów w ostatnich latach na pewno mogę natomiast zaliczyć przekonanie się do niezwykłości Nowej Huty, którą wcześniej uznawałem za siermiężny robotniczy twór, doklejony na siłę inteligenckiemu Krakowowi przez władzę ludową, będący na dodatek siedliskiem wielu patologii. Stereotypy mają to do siebie, że mylą. Naturalnie niekiedy tęsknię za Przemyślem, bo to zawsze będzie "moje" miasto, w którym zostawiłem część swojego "ja". Do tego niezwykle piękne i jeśli jeszcze bardziej postawi na turystykę, jest w stanie dźwignąć się z marazmu, w jaki wpadło po reformie administracyjnej z 1999 roku. Ale to temat, który kiedyś bardziej rozwinę.

Na koniec zdjęcia. Wybrałem dwa - po jednym Krakowa i Przemyśla - takie, która według mnie w cokolwiek charakterystyczny sposób przedstawiają te miasta.


Fotka wykonana w zeszłym roku ze Wzgórza Wawelskiego, zatem miejsca będącego wyjątkowym w historii Polski. Na pierwszym planie Wisła, w tle ledwo widoczny Kopiec Kościuszki, a więc inne wizytówki Krakowa. W tym układzie brakuje chyba tylko (i aż) Rynku i Błoń:).




Za to tutaj Rynek jak najbardziej jest. Bardzo charakterystyczny - jeden z nielicznych w Europie z nierówną powierzchnią. Były zakusy na "poprawienie" tego "defektu", usunięcie drzew i ukośnej ścieżki, jednak na szczęście w zeszłorocznym referendum ten pomysł upadł. Zmiany - tak, ale nie burzące tradycji w tak historycznym miejscu. Niedźwiadek to herb miasta, zatem nie mogło zabraknąć go na przemyskim Rynku, gdzie stanowi element fontanny. Budynek za drzewami to oczywiście urząd miasta.

I na dziś to tyle.