niedziela, 12 grudnia 2010

Quo vadis, Wisło?


W ostatni weekend listopada zakończyła się runda jesienna piłkarskiej ekstraklasy. Rok temu, przed zimową przerwą Wisła Kraków była liderem, mając kilka punktów przewagi nad warszawską Legią i poznańskim Lechem. Wobec tego, drugie miejsce na półmetku tego sezonu należałoby traktować jako rozczarowanie. Jednak - paradoksalnie - trzeba stwierdzić, że to wynik nawet powyżej oczekiwań, biorąc pod uwagę zawirowania, jakie miały miejsce w klubie od zakończenia poprzedniego sezonu.

W przerwie letniej nastąpiła gruntowna wymiana składu. Trudno jednak uznać, aby to były przemyślane działania władz klubu. W rozsypkę poszła praktycznie cała formacja defensywna, ze świetnym duetem stoperów Głowacki - Marcelo na czele. Poziom sprowadzonych obrońców nie dość, że nie był zadowalający, to jeszcze musieli oni przechodzić okres aklimatyzacji w  Polsce. Rozczarowaniem okazał się też serbski bramkarz Milan Jovanić, który miał pozbawić bluzy z numerem 1 Mariusza Pawełka. Ze stanu przednich formacji równiez ciężko było być zadowolonym, chociaż pod względem ilościowym sytuacja się poprawiła, ale nie miało to konkretnego przełożenia na jakość. Kilku podstawowych wcześniej piłkarzy nie prezentowało na początku sezonu - mówiąc oględnie - zbyt wysokiej formy, a do tego Patryk Małecki omal nie został dyscyplinarnie wyrzucony z klubu. Wracający po 5 latach na Reymonta Maciej Żurawski nie okazał się mężem opatrznościowym. Niewykorzystany przez niego rzut karny w końcówce pierwszego meczu eliminacji Ligi Europejskiej z Karabachem Agdam postawił Białą Gwiazdę przed rewanżem w Baku w mało komfortowej sytuacji. Tydzień później wiślacy byli już za burtą pucharów, a nazajutrz Henryk Kasperczak podał się do dymisji. Jego druga kadencja w Wiśle jest dość dobrym przykładem powiedzenia, że dwukrotne wchodzenie do tej samej rzeki (nomen omen) jest cokolwiek ryzykowne.

Po dwutygodniowym okresie bezkrólewia, podczas którego pełniący obowiązki trenera Tomasz Kulawik poprowadził dużynę do dwóch ligowych zwycięstw i jednej porażki, władze klubu ogłosiły nazwisko następcy Kasperczaka. Prezes SSA Wisła, Bogdan Basałaj podkreślał, że będzie nim obcokrajowiec. Jednak powszechnie spodziewano się bardziej znanego nazwiska niż Robert Maaskant. Holender dostał kredyt zaufania od zarządu i oczywiście wszechwładnego Bogusława Cupiała. Występ w Białymstoku przeciwko liderującej Jagiellonii był cokolwiek obiecujący i nawet bardziej adekwatnym wynikiem niż minimalna porażka byłby remis. Potem jednak zaczęło się dziać niezbyt ciekawie. Trzy remisy pod rząd (z czego zwłaszcza 0:0 u siebie z przedostatnim wówczas w tabeli Śląskiem Wrocław chluby nie przyniosło) i porażka z Górnikiem w Zabrzu sprawiły obsunięcie się na ósme miejsce. A przecież najtrudniejsze i najbardziej prestiżowe mecze były dopiero przed wiślakami... Holenderski coach kombinował co nieco z ustawieniem wyjściowej jedenastki. Na duży plus można zapisać mu, że nie ustawał w poszukiwaniach optymalnego zestawienia - praktycznie każdy piłkarz z ponad 20-osobowej kadry otrzymał szansę do pokazania swoich umiejętności. Taką okazję w meczu z Lechią Gdańsk doskonale wykorzystał Andraż Kirm. Słoweniec strzelił dwie bramki, przy jednej asystował, a do tego wywalczył rzut karny, zamieniony po chwili na bramkę. Co z tego, że wiślakom udało się rozegrać bardzo dobry mecz, skoro tydzień później polegli w Pozaniu ze słabo spisującym się w lidze Lechem 1:4. Zapewne po tej porażce Maaskant nie czuł się zbyt komfortowo, wiedząc, że w kolejnych meczach nie może pozwolić sobie na margines błędu. Derby na stadionie Cracovii były mało atrakcyjne i kiedy wydawalo się, że zakończą się bez bramek, w 94. minucie Nourdin Boukhari strzelił zwycięskiego gola. Warto wspomnieć, że był to pierwszy mecz, w którym Marokańczyk nie wyszedł w podstawowej jedenastce, a na boisku pojawił się dopiero w 75. minucie. Padały głosy, że jest pupilkiem trenera, ale okazało się, że u Maaskanta świętych krów nie ma. Tydzień później do Krakowa przyjechała odradzająca się po kiepskim starcie sezonu, opromieniona czterema kolejnymi wygranymi Legia. Wiślacy świetnie rozpracowali rywala, zagrali z polotem i pewną dozą szczęścia (ale ono sprzyja lepszym), szaleli Paweł Brożek i Małecki, Radosław Sobolewski był niezastąpiony w walce w środkowej strefie boiska, Erik Cikos świetnie inicjował ataki skrzydłem i podobnie jak Osman Chavez był bezbłędny w defensywie. Pawełek znów potwierdził, że postawienie na niego przez Maaskanta było strzałem w dziesiątkę. Legia nie miała wiele do powiedzenia, chociaż końcowy wynik jest może nieco za wysoki. W następnej kolejce wiślacy zagrali na Reymonta z Zagłębiem Lubin. Nie zachwycili, ale zwycięski gol zdobyty na  kilka minut przed końcem sprawił, że Biała Gwiazda została wiceliderem. Tą pozycję utrzymała po bardzo cennej wygranej - również 1:0 - w Warszawie z Polonią.


Zatem ostatnie cztery mecze okazały się zwycięskie, do tego wiślacy zachowali w nich także czyste konto po stronie strat. Postawa defensywy była wcześniej piętą Achillesową zespołu (w pierwszych 11 meczach 15 goli straconych), narzekał na nią Maaskant. W końcu jednak znalazł receptę na ten problem. Trzeba podkreślić świetną rundę w wykonaniu Pawełka, na którego konkurencja w osobie Jovanicia podziałała bardzo mobilizująco. Niejeden raz uratował zespół przed stratą goli, broniąc nieraz w niemal beznadziejnych sytuacjach. Z meczu na mecz coraz pewniej radził sobie także na środku obrony Chavez, podobnie jak Cikos na prawej stronie. Pewien postęp po bardzo kiepskim starcie zanotował Gordan Bunoza. Natomiast Dragan Paljić poprawnie wywiązywał się z nowej dla siebie roli lewego obrońcy. Pod koniec rundy odnalazł się Paweł Brożek, nieźle jako rozgrywający radził sobie Łukasz Garguła, który w końcu wrócił do pełni sił po przewlekłej kontuzji. Zwyżkę formy zanotowali równiez Kirm i Sobolewski. Małecki posiada wielki talent, ale na pewno nie wykorzystuje swoich umiejętności - jeśli nie przestanie grać tak egoistycznie, raczej powinien szukać nowego klubu, a przynajmniej usiąść na ławce. Świetnie swoją szansę w meczu z Legią wykorzystał Tomas Jirsak, grający wcześniej bardzo mało. Tak wyglądała podstawowa jedenastka w ostatnich meczach. Bardzo obiecująco prezentował się pozyskany z Korony Kielce defensywny pomocnik Cezary Wilk. O tą pozycję kibice Wisły - po ewentualnym przejściu na emeryturę Sobola - mogą być spokojni. Kto zawiódł? Na pewno Piotr Brożek, Boukhari i Żurawski, również nie wykorzystał swojej szansy Serge Branco. Andres Rios po wyleczeniu kontuzji nie wrócił już do składu, a w ciągu kilkunastominutowych występów ciężko było mu pokazać pełnię swoich nieprzeciętnych możliwości. Rafał Boguski miał dostać swoją szansę - trener widział go w "jedenastce" na mecz z Górnikiem, ale na treningu zerwał więzadła w kolanie. Cleber grał słabiej niż w poprzednich sezonach, popełniał błędy, ale pewnie zachowałby miejsce w podstawowym skłądzie, gdyby nie koszmarnie wyglądająca kontuzja w ostatnich minutach meczu w Poznaniu. Na szczęście jej skutki nie okazały się bardzo poważne, ale doświadczony  Brazylijczyk raczej nie wystąpi już w koszulce z Białą Gwiazdą. Albo zakończy swoją bogatą karierę, albo odejdzie do innego klubu.

Niezwykle ważna będzie przerwa zimowa. Maaskant wraz ze swoim rodakiem - dyrektorem sportowym, Stanem Valckxem ma na oku wielu piłkarzy z różnych lig, w klubie powstała nawet lista obejmująca kilkadziesiąt nazwisk. Mówi się, że tym razem Cupiał nie będzie oszczędny i wyłoży dużą - jak na polskie warunki - gotówkę, aby wzmocnić zespół. Szczególnie poszukiwani są zawodnicy na pozycję stopera, lewego obrońcy, skrzydłowego oraz napastnik. Problem w tym, aby dokonać właściwego wyboru. Tylko i aż... Nie mniej ważne od kwestii kadrowych będzie odpowiednie przepracowanie okresu przygotowawczego. Holenderski trener zrobił już bardzo wiele, bo nie miał żadnego wpływu na przygotowanie zespołu do sezonu, poza tym zastał go w bardzo kiepskiej kondycji fizycznej i psychicznej. Wisła na pewno mogła grać lepiej i ciekawiej, ale pod koniec rundy jesiennej było już widać pewną nową jakość w postawie zespołu - w porównaniu do początku rozgrywek dość duży postęp. Trzeba też oddać Maaskantowi, że odpowiednio potrafi dbać o atmosferę w zespole, co jest szczególnie ważne, biorąc pod uwagę dużą ilość obcokrajowców, a także przecieki o niezbyt dobrych relacjach między niektórymi piłkarzami. Cóż, wystarczy jeden Małecki w drużynie, żeby różnie to wyglądało... Właśnie z nim nowy trener miał największe problemy, ale wydaje się, że potrafił dotrzeć do niepokornego 22-latka, który bardziej zrozumiał, że piłka nożna to gra zespołowa, zarówno na boisku, jak i poza nim. Oby czynił w tej kwestii dalsze postępy.

Jagiellonia jest świetnie prowadzona przez Michała Probierza i na pewno zrobi wszystko, aby w rundzie wiosennej nie wypaść gorzej, ale dystans 3 pkt to niewiele. Chociaż wydaje się, że groźniejszym rywalem w wyścigu o mistrzostwo będzie Legia (posiada tyle samo punktów co wiślacy), która nie trafiła z zakupami w lecie, więc teraz działacze ze stolicy będą szczególnie zmotywowani, aby odpowiednio wzmocnić drużynę. Do tego Maciej Skorża to jak na polskie warunki bardzo dobry trener, znający już świetnie specyfikę ligi i umiejący wyciągać wnioski z niepowodzeń. Lech raczej już nie ma szans, aby włączyć się do walki o czołowe lokaty. Może na wiosnę jedna z drużyn okaże się rewelacją (sprzyja temu bardzo "płaska" tabela), ale nie wydaje się, aby mogła się włączyć do bezpośredniej rywalizacji o tytuł.


Informacje o śmierci Wisły okazały sie przedwczesne i nieuzasadnione. Mało która ekipa w polskiej lidze potrafiłaby wyjść z tak głębokiej opresji w tak krótkim czasie. Wystarczy spojrzeć, co w lidze wyprawiał Lech - chociaż to już temat na nieco inną opowieść.



Zatem - byle do wiosny:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz