Siatkówka


Po Lidze Światowej


Tydzień temu siatkarze reprezentacji Polski wywalczyli trzecie miejsce w turnieju finałowym Ligi Światowej, który odbył się w trójmiejskiej Ergo Arenie. Jest to najlepszy wynik w historii ich występów w tych prestiżowych rozgrywkach.

Sukces tym cenniejszy, że po dwóch pierwszych dniach bardzo niewiele wskazywało, że nasi siatkarze zagrają w półfinale. Po wygranej 3:2 z Bułgarią (zatem tylko 2 pkt do klasyfikacji, a dla rywali 1 pkt) i przegranej w fatalnym stylu z Włochami, do awansu musiały być spełnione dwa warunki: najpierw Włochów mieli ograć Bułgarzy, którzy sami dotąd dwukrotnie przegrali, a potem oczywiście Polacy nie mogli pokpić sprawy z reprezentacją Argentyny, mającą po dwóch zwycięstwach pewny udział w półfinale. Bułgaria zagrała świetnie i raczej niespodziewanie odprawiła z kwitkiem międzynarodową włoską mieszankę (w składzie dwóch naturalizowanych Polaków oraz po jednym Serbie i Rosjaninie - wszyscy to synowie znanych kiedyś siatkarzy...). Nasi siatkarze po heroicznym boju pokonali po tie-breaku Argentynę, w czym ogromny udział miał Bartosz Kurek. W półfinale dzielnie stawiali czoła Rosjanom, ale ci byli za mocni. Przegrana w czterech setach, po zaciętej walce, wstydu jednak nie przynosi - tym bardziej, że dwukrotnie wyższość triumfującej w całej imprezie sbornej musieli uznać Brazylijczycy. W meczu o brązowy medal nasza reprezentacja nie dała szans Argentyńczykom, tym razem wygrywając z nimi 3:0. Najlepszym punktującym całego turnieju został Kurek, a najlepszym libero Krzysztof Ignaczak.

Można powiedzieć, że trzecie miejsce to pozycja najlepsza z możliwych, biorac pod uwagę, że Rosja i Brazylia były poza zasięgiem pozostałych drużyn. W końcu, za trzecim podejściem w Polsce, jest miejsce na podium - wcześniej, gdy turniej finałowy Ligi Światowej był rozgrywany w Katowicach (2001 i 2007), było gorzej, chociaż zwłaszcza za drugim razem, gdy kadra prowadzona przez Raula Lozano pół roku wcześniej wywalczyła wicemistrzostwo świata, apetyty były spore. Można gdybać, że jeśli ten turniej odbywałby się w innym kraju, Polaków nawet nie byłoby w półfinale - a tak było szczęśliwe losowanie (druga grupa jednak silniejsza), no i swoje niesamowitym dopingiem zrobili kibice. Trzeba jednak podkreślić dużą odporność drużyny. W pierwszym meczu kontuzji doznal podstawowy atakujący Zbigniew Bartman, w trzecim spotkaniu Polacy stali pod ścianą - musieli wygrać z ekipą, która grała na zupełnym luzie, a najlepsze swoje mecze zagrali w czwartym i piątym dniu wyczerpującej rywalizacji, czyli wówczas, gdy było to najbardziej potrzebne.
Owszem, było sporo przestojów, błędów, fatalnych zagrywek. Widać jednak, że z tą drużyną pracuje fachowiec najwyższej klasy. Można być spokojnym, że Andrea Anastasi, dla którego to była pierwsza poważniejsza próba z polską reprezentacją, posiada dużą wiedzę i odpowiednie pomysły, aby ten team zaprezentował się jeszcze lepiej na wrześniowych mistrzostwach Europy, gdzie przecież będzie bronić tytułu. Tym bardziej, że na tą imprezę powinno wrócić kilku zawodników - przede wszystkim Zagumny, Wlazły i Pliński. Chociaż pod ich nieobecność kilku zawodników dostało szansę pokazania swoich niemałych umiejętności, z czego wywiązywali się na ogół pozytywnie. Wielka przyszłość jest przed 19-letnim Michałem Kubiakiem.

 
Zatem można powiedzieć, że zmiana trenera po zeszłorocznym blamażu na mistrzostwach świata wyszła naszej męskiej kadrze siatkarzy na dobre.