Niestety, piłkarze Wisły nie zagrają w Lidze Mistrzów - pozostały im występy w Lidze Europejskiej. Zatem niobecność polskiego klubu w najbradziej prestiżowych rozgrywkach klubowych w piłkarskiej Europie potrwa co najmniej 16 lat.
Czy APOEL Nikozja byl do przejścia? I tak, i nie. Po wygranej 1:0 w pierwszym meczu, pozycja wyjściowa ekipy Roberta Maaskanta przed rewanżem była całkiem niezła. Nie przegrać albo strzelić choćby bramkę - scenariusz całkiem możliwy do zrealizowania. Wielu nie pamiętało (lub nie chciało pamiętać), że w Krakowie większymi fragmentami to jednak mistrzowie Cypru przeważali, mieli optyczną przewagę, a wiślacy byli nieco bezradni i zaskoczeni. Po zdobytej przez Małeckiego bramce, ostatni kwadrans to już niemal obrona Częstochowy - byle dowieźć do końca skromne prowadzenie. W rewanżu APOEL zepchnął Wisłę do kurczowej obrony, wręcz nie pozwalając przeprowadzić piłkę na swoją połowę. Efektem bramka po rzucie rożnym i ewidentnym błędzie Pareiki, które zostało poprzedzone biernym zachowaniem Małeckiego. Po przerwie wiślacy zagrali odważniej, ale stracili drugiego gola. Kiedy jednak Wilk po świetnym dograniu Ilieva strzelił bramkę, to mistrzowie Polski byli w Champions League! Zostało 20 minut - tylko tyle albo aż tyle... APOEL zdołał sie otrząsnąć, Wisła cofnęła się zbyt głęboko, nie umiejąc wybić z rytmu gospodarzy. W 87 min Chavez stał za daleko od brazylijskiego napastnika Ailtona, a ten po silnym strzale znowu pokonał Pareikę. Ciężko obwiniać bramkarza, bo takie bomby z 8 metrów są bardzo trudne do obrony, chociaż mógł chyba zrobić nieco więcej. Wiślacy nie umieli już stworzyć zagrożenia i po końcowym gwizdku byli zrozpaczeni. Szczęście było tak blisko...
Nie da się ukryć, że do historycznego awansu zabrakło bardzo mało, ale czy Wisła na niego zasłużyła? Z przebiegu dwumeczu należy powiedzieć, że raczej nie - wówczas to mistrzowie Cypru byliby o wiele bardziej pokrzywdzeni niż obecnie wiślacy. To APOEL w obydwu meczach narzucał swój styl gry, osiągając zdecydowaną przewagę w środku pola. Widać było, że jest bardziej ograną drużyną - procentowało doświadczenie z Ligi Mistrzów w sezonie 2009/10 (wówczas grali w niej Marcin Żewłakow i Kamil Kosowski). Natomiast postawa wiślaków nie zachwyciła. Dużo niecelnych podań, niewymuszonych błędów, zawodzący liderzy, niepewna obrona. Taką grą nie można zawojować europejskich boisk. Chociaż kto pamiętałby o stylu, gdyby APOEL nie pokusił się o trzecią bramkę...
Teraz pora na Ligę Europejską. W fazie grupowej czekają Wisłę mecze z Odense, Twente Enschede i Fulham Londyn. Grupa trudna, ale zajęcie chociaż drugiego miejsca i awans do fazy pucharowej nie jest niewykonalnym zadaniem. Trener Maaskant podkreśla jednak, że dla niego priorytetem będą teraz rozgrywki ekstraklasy, bo tylko obrona mistrzowskiego tytułu da jego drużynie ponowną szansę walki o Champions League. Ale żeby tak się stało, musi upłynąć sporo wody... w Wiśle. Póki co, klimat w drużynie i wokół niej wyraźnie siadł, po sobotniej porażce na Reymonta z Lechią Gdańsk (chociaż wielu najzagorzalszych fanów wcale nie było smutnych po tej porażce - z powodów "ideologicznych"...) i kompletnie nonsensownej wypowiedzi Małeckiego o jedzących kiełbaski kibicach-piknikach, którym jeśli się coś nie podoba, to nie powinni wygwizdywać zawodzących wiślaków, tylko zmienić swój obiekt zainteresowania na Cracovię...
Pojawiły się pogłoski, że porażka w Poznaniu z Lechem w najbliższej kolejce (9 września) będzie równoznaczna ze zwolnieniem Maaskanta. Pomimo całej fali krytyki, jaka spływa na holenderskiego trenera za wyniki w lidze i styl gry, takie spekulacje wydają się jednak przesadzone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz