Biografia Andrzeja Leppera mogłaby posłużyć za scenariusz do niejednego filmowego hitu. Podobnie jak kulisy jego śmierci. Co takiego wydarzyło się na początku sierpnia, że jeden z najbardziej kontrowersyjnych polskich polityków postanowił odebrać sobie życie?
Na to pytanie nie ma dziś jasnej odpowiedzi. Warto zwrócić uwagę na symboliczny moment jego śmierci - dzień wcześniej prezydent oficjalnie podał datę wyborów parlamentarnych, a Andrzej Czuma - jako szef komisji śledczej ds. nacisków służb specjalnych z czasów rządów PiS - stwierdził, że w zasadzie nie można dostrzec konkretnych uchybień, czym zaskoczył zwłaszcza kolegów z PO. A wiadomo, że ofiarą działań CBA w tamtym czasie padł właśnie pełniący funkcję wicepremiera Lepper...
Współpracownicy i rodzina lidera Samoobrony nie wierzą w jego samobójstwo, twierdząc, że nie mógłby tego zrobić - był twardy, nie poddawał się, a do tego odznaczał się religijnością. Również na Białorusi najwyższe władze rzucają mocny cień podejrzeń, wskazując na dziwną zbieżność czasową i podkreślając, że Lepper walczył o prawa człowieka, a polskie władze nieraz chciały go uciszyć.
Te spekulacje trzeba traktować z głęboką rezerwą. Każdemu człowiekowi - nawet najtwardszemu - mogą przytrafić się chwile zwątpienia czy też tajemnice, które w sobie dusi i niekoniecznie zamierza się z nimi uzewnętrzniać. Określenie "nigdy nie mów nigdy" bardzo dobrze opisuje taką sytuację. Reakcja reżimu Łukaszenki w stylu "a u was biją Murzynów" miała propagandowo zatuszować powszechnie występujące tam pogwałcenia swobód demokratycznych i praw człowieka, na które od dawna zwraca uwagę praktycznie cała Europa, w tym oczywiście Polska.
Kwestia samobójstwa jest jednak oczywista i jej podważanie ma taki sam sens, jak opowiadanie o zamachu na prezydencki samolot pod Smoleńskiem, czyli jest bezprzedmiotowa. Stwierdzenie, że osoby trzecie nie przyczyniły się fizycznie do czyjejś śmierci, nie przysparza prokuratorom i policjantom wielu trudności. Wystarczy na ogół analiza śladów na ciele denata i zbadanie miejsca znalezienia zwłok. Inna kwestia to tzw. namowa do samobójstwa - badana obecnie przez prokuraturę. Tutaj jednak też ciężko będzie trafić na konkretny ślad.
Człowiek, który 10 lat temu dzięki rolniczym protestom i blokadom zdobył zaufanie społeczne gwarantujące jego partii miejsce w parlamencie, następnie został wicemarszałkiem Sejmu, a po kolejnych niespełna pięciu latach był już wicepremierem i ministrem rolnictwa, niewątpliwie zaznał popularności i luksusu warszawskich salonów, wcześniej dla niego nieosiągalnych. Poselski immunitet odsunął też na dobrych kilka lat różne wcześniejsze problemy. Dlatego sławetna afera gruntowa, w następstwie której stracił funkcję w rządzie, a także równoległa do niej seksafera, poważnie zachwiały jego pozycją. Z ofensywy, ostrego krytykowania wielu polityków czy wyższych sfer za rozpasanie i lekceważenie problemów społecznych, musiał przejść do głębokich pozycji defensywnych. Od Samoobrony odsunęli się wyborcy, odeszła stamtąd także niemała część polityków. Zaczęły się poważne kłopoty. Powrót do 2001 roku był już w zasadzie niemożliwy, zwłaszcza że z wejścia do Unii Europejskiej chyba najbardziej skorzystali rolnicy, a spora grupa potencjalnych bezrobotnych wyjechała do pracy na Wyspy. Szeregi niezadowolonych znacznie zmalały, zatem populistyczne hasła nie miały już tak podatnego gruntu. Wydaje się, że Lepper nie mógł się z tym pogodzić. Jego gospodarstwo - co podkreślali sąsiedzi - było coraz bardziej zaniedbane, zapewne przytrafiły się też problemy finansowe. Seksafera nie przysłużyła się życiu prywatnemu, do tego poważna choroba dopadła jego syna. Wydaje się, że te wszystkie okoliczności razem wzięte przesądziły o tragicznej decyzji Leppera.
Nie wnikając w słuszność jego poglądów i sposób ich prezentowania (bo od tego jestem daleki), śmiało można powiedzieć, że podobna kariera polityczna w Polsce nie zdarzy się przez co najmniej 20-30 lat. Zaskakujące, do jakiej pozycji w państwie doszedł człowiek, który do lat 90-tych nie był uwikłany w poważną działalność polityczną, a początkowo zgromadzil wokół siebie tylko grupkę zadłużonych i sfrustrowanych rzeczywistością rolników. Co prawda później założył partię i poszerzył spectrum wyznawców, jednak na ogół traktowano ich jak folklor, nie stanowiący zagrożenia dla żadnej z kilku głównych sił politycznych. Później okazało się, że niekoniecznie tak musi być - partia spoza głównego politycznego nurtu weszła do Sejmu.
Jego poglądy - chociaż populistyczne - były bardziej strawne i "szczere" od poglądów przedstawicieli rzekomej klasy politycznej, którzy pod płaszczykiem swoich niby wysokich kwalifikacji intelektualnych usiłują wmówić "ciemnemu ludowi", że są wybawcami społeczeństwa, a każdego dnia są w stanie przedstawić siebie jako kogoś zupełnie innego, w zależności od potrzeb. Teraz na przykład chcą powiedzieć, że Lepper zgadzał się z ich wizją afery gruntowej, chociaż w prokuraturze i sądzie tej wizji zupełnie nie podzielał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz