poniedziałek, 24 października 2011

Krajobraz powyborczy


9 października Polacy poszli do urn i wybrali swoich przedstawicieli w Sejmie i Senacie.

Ponowne zwycięstwo Platformy nie stanowi zaskoczenia, chociaż sondaże wskazywały, że przewaga nad PiS będzie mniejsza. Okazało się jednak, że 4 lata rządów nie "zużyły" partii Donalda Tuska - prawie 40% głosów należy ocenić za bardzo dobry wynik. Kampania PiS wyglądała całkiem nieźle aż do momentu sławnej już wpadki z Angelą Merkel w tle. Jarosław Kaczyński znowu zdecydował się postraszyć rodaków rzekomym zagrożeniem niemiecką ekspansją, co na pewno przyniosło wzrost poparcia PO.

Największą niespodzianką wyborów jest z pewnością trzecie miejsce i 10% głosów dla Ruchu Palikota. Charyzmatyczny i kontrowersyjny eks-poseł Platformy potrafił dotrzeć głównie do młodego elektoratu, nie ufającego zgranym kartom na scenie politycznej i odrzucającego tradycyjne wartości. Wykorzystał też przy tym niemal perfekcyjnie fatalną kampanię SLD, sprytnie podszywając się pod lewicowe wartości. Owszem, pod względem światopoglądowym ta partia z pewnością ma wiele wspólnego z szeroko rozumianą lewicą - bardzo wyraźnie lansuje koncepecję państwa świeckiego, do Sejmu weszli m. in. zdeklarowany gej i transseksualista. Jednak jest tam także wielu przedsiębiorców, głoszone są hasła podatku liniowego i inne raczej nie do pogodzenia z lewicowością. To wszystko sprawia, że Ruch Palikota to jedna wielka niewiadoma i porównuje się go - także z uwagi na system niekwestionowanego, jednoosobowego przywództwa - do Samoobrony dowodzonej przez Leppera. Bez wątpienia za bardzo słaby - jak na aspiracje - wynik SLD odpowiedzialność ponosi Grzegorz Napieralski, pod którego przewodnictwem partia nie umiała sformułować czytelnego i zachęcającego wyborców programu. Swoją obojętnością na istniejącą rzeczywistość Sojusz wręcz wepchnął do Ruchu Palikota część środowisk (m. in. antyklerykalnych czy broniących praw mniejszości seksualnych). Ta kampania pokazała, jak bardzo Napieralski uwierzył w swoją wielkość po względnie dobrym wyniku w wyborach prezydenckich i jak ogromna przepaść dzieli go w kwestii wiedzy i inteligencji politycznej od Aleksandra Kwaśniewskiego.

PO stworzy koalicję z PSL, które uzyskało wynik prawie identyczny jak ten z poprzednich wyborów - w sumie 235 mandatów to większość, ale niewiele przekraczająca połowę. Zatem w niektórych sprawach pewnie będą czynione zabiegi o wsparcie Ruchu Palikota czy SLD. Te cztery partie nie posiadają jednak większości 2/3, która jest niezbędna do ewentualnych zmian w Konstytucji, a trudno podejrzewać PiS o poparcie podjętych przez PO inicjatyw w tym zakresie. Tusk już zapowiedział, że rząd czeka pewna rekonstrukcja, włącznie z podziałem Ministerstwa Infrastruktury na dwa resorty - możliwe, że podobny scenariusz dotknie także MSWiA. Głównym celem nowego-starego rządu będzie na pewno walka o zminimalizowanie skutków kryzysu, którego cały czas nie udało się zażegnać - tak w Polsce, jak i w Unii Europejskiej. Pytanie, czy premier zdecyduje się na przeprowadzenie reform, które mogłyby się spotkać z niechęcią społeczeństwa. Dotąd unikał takich działań, ale być może będzie zmuszony do ich wdrożenia.

Czy okręgi jednomandatowe w wyborach do Senatu zdały egzamin? Trudno powiedzieć. Jednak patrząc na liczbę wybranych senatorów, będących członkami głównych partii lub popieranych przez nie, należy mieć bardzo istotne wątpliwości. Coś, co miało być główną zaletą w wyborze - brak szyldu partyjnego przy czyimś nazwisku - odegrało rolę dużo mniejszą niż w wyborach samorządowych. Cimoszewicz, Borowski i Kutz to wyjątki, ale zarazem osoby przez wiele lat obecne w polityce.


Spośród parlamentarzystów, którzy po raz pierwszy zasiądą na Wiejskiej w Warszawie, niektórzy są dość barwnymi postaciami, ale to już jakby temat na inne opowiadanie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz