poniedziałek, 1 listopada 2010

O kobietach słów kilka...


Pisząc wcześniej o mojej koszykarskiej pasji, nie wspomniałem, że kobiecym basketem interesowałem się cokolwiek średnio, traktując go zawsze mniej prestiżowo od męskiego, w czym zresztą nie byłem odosobniony. Czasem obejrzałem jakiś ważny mecz pucharowy czy reprezentacyjny w TV (liga w zasadzie nie była pokazywana w TVP). Do dzisiaj jednak nie pojmuję, jak żadna telewizja w Polsce nie pokazała meczu finałowego mistrzostw Europy w 1999 roku, rozgrywanego w Katowicach, w którym to Polki wygrały z Francuzkami i zdobyły złoty medal! Stąd też ten niezaprzeczalny sukces przeszedł w Polsce jakoś bez echa, nie został odpowiednio wykorzystany (zwłaszcza w porównaniu do późniejszych osiągnięć siatkarek). Wizytówką kobiecej koszykówki była mierząca 213 cm wzrostu Małgorzata Dydek - światowy fenomen. Była zawodniczką, wokół której koncentrowała się gra zespołu (reprezentacji Polski, Lotosu Gdynia, Utah Starzz w WNBA), a przeciwniczki chwytały się różnych sposobów, aby powstrzymać polską wieżę. I traf chciał, że wiosną 2005 roku byłem świadkiem jej ostatniego (najprawdopodobniej) meczu w polskiej ekstraklasie.

To był pierwszy sezon koszykarek Wisły Can Pack Kraków w Eurolidze. Ambicje były spore, ale już za sukces uznano awans do finału ekstraklasy, gdzie rywalkami były wielokrotne (bodaj siedem razy z rzędu) mistrzynie Polski i dwukrotne finalistki Euroligi - drużyna Lotosu Gdynia. Wcześniej o poczynaniach wiślaczek dowiadywałem się - i to niezbyt regularnie - z mediów, ale to wydarzenie zainteresowało mnie nieco bliżej - na tyle, że zdecydowałem się pójść na czwarty mecz finałowy. Gdynianki rozstrzygnęły go na swoją korzyść i zdobyły kolejny tytuł na krajowym podwórku.

Jak odebrałem ten flirt z "babskim koszem"? Cóż, może zachwycony nie byłem, bo i slum dunków nie było, ani walki ponad 3 metry nad ziemią i w ogóle wszystko mniej dynamiczne niż w męskim baskecie. Jednak doszedłem do wniosku - przecież to ta sama gra, te same zasady, to samo boisko, pięć na pięć. I te same emocje, towarzyszące ostatnim sekundom meczu, gdy zwycięstwo jest na włosku. This is basketball.

Kolejny sezon wiślaczek śledziłem tak trochę z oddali. Owszem, bardziej niż wcześniej byłem zorientowany w składzie, wynikach, itp. Ale pewną przeszkodę stanowił skromny budżet studencki, no i na dodatek w środowe późne popołudnia, gdy dziewczyny grały w Eurolidze, miałem zajęcia na uczelni. Tak czy inaczej, z każdym kolejnym miesiącem rozkręcałem się, a na meczach finałowych po prostu nie mogło mnie zabraknąć. Po 18 latach tytuł wrócił na Reymonta - mimo że nie byłem "stąd", mój entuzjazm był spory, nigdy nie zapomnę tej radości chwilę po ostatnim meczu... W końcu przez kilka lat studiowania poczułem się już mocno związany z Krakowem. Byłem też zachwycony grą Anny DeForge i Jeleny Skerović.

Sezon 06/07 to już dużo większa aktywność i moja obecność na większości meczów w hali przy ul. Reymonta. Obrona tytułu w niesamowitych okolicznościach i kolejne niezapomniane chwile... Następny sezon to huśtawka nastrojów. Gra poniżej oczekiwań, zmiana trenera i gdy wydawało się, że Lotos Gdynia będzie nie do przeskoczenia w meczach finałowych, rywalizacja była niezwykle zacięta. Siódmy, decydujący o tytule, mecz w Gdyni na zawsze przejdzie do historii polskiej (i światowej!) koszykówki, bo czy może być inaczej? Gdyby ta szalona akcja nie powiodła się, tytuł zdobyłyby zawodniczki Lotosu. W dogrywce uskrzydlone wiślaczki wypunktowały swoje rywalki, obroniły mistrzostwo i późnym wieczorem zostały gorąco powitane przez tłum wiwatujących kibiców na lotnisku w Balicach.

Kilka dni po tym wydarzeniu zarejestrowałem się na forum koszykówki kobiet, gdzie udzielam się w miarę często, uczestnicząc też m. in. w typowaniu wyników PLKK, Euroligi i WNBA, czy też grając w tzw. fantasy. Trzeci kolejny sezon mam karnet na mecze wiślaczek, co dla osoby będącej na niemal każdym meczu jest dobrą inwestycją.

Zeszły sezon to wspaniała postawa w Eurolidze, wiele trzymających do samego końca w napięciu meczów, co ważne - zwycięskich i awans do Final Four. W lidze kibiców Wisły spotkało natomiast bardzo przykre rozczarowanie. Co przyniesie ten sezon? Wygląda na to, że w PLKK są duże szanse na tytuł i te rozgrywki będą priorytetem, nieco kosztem Euroligi. Jak będzie, to się okaże. W każdym meczu mocno ściskam kciuki za powodzenie koszykarek z Białą Gwiazdą na piersi, mając przy okazji pewność, że polska liga prezentuje naprawdę wysoki poziom. Świadczą o tym nazwiska koszykarek, które w ostatnich latach przewinęły się przez rozgrywki Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet i grają w niej obecnie. Ponadto mam świadomość, że kobiecy basket w niczym nie ustępuje męskiemu, dostarczając takich samych emocji. A do tego przyjemniej spojrzeć jest na parkiet, gdy biegają po nim zawodniczki mające w sobie wiele kobiecego uroku;).



PS. Dopiski różnej treści w linkowanym filmiku nie są mojego autorstwa. Obecnie na youtube jest tylko film w takiej właśnie wersji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz