niedziela, 8 maja 2011

Zrealizowany cel


Koszykarki Wisły Can Pack Kraków zdobyły tytuł mistrzyń Polski, pokonując w finale play off zespół CCC Polkowice. Ten fakt jest już znany od blisko trzech tygodni, więc pora na podsumowanie tego sezonu w wykonaniu wiślaczek.

Z punktu widzenia statystycznego, wyższość wiślaczek nad pozostałymi drużynami była bezdyskusyjna. W sezonie zasadniczym wygrały 22 z 24 meczów, a w play off doznały tylko jednej porażki w dziewięciu spotkaniach. Łącznie zatem odniosły 30 zwycięstwa w 33 meczach. Wobec tego, spełniły się przewidywania większości kibiców i fachowców, którzy przed sezonem wymieniali Wisłę jako głównego kandydata do zdobycia tytułu.

Ekipa Jose Ignacio Hernandeza wystartowała do play off z pierwszego miejsca - miała zatem w kolejnych fazach atut własnego parkietu. W pierwszej rundzie bez żadnych problemów dwukrotnie ograła Tęczę Super-Pol Leszno.

Trudniejsza przeprawa była w półfnale. Na drodze wiślaczek stanęła bowiem ekipa Lotosu Gdynia. Wprawdzie w pierwszej części rozgrywek gdynianki spisywały się znacznie poniżej możliwości, ale od stycznia - po pewnych przetasowaniach kadrowych - ta drużyna była nie do poznania. Przede wszystkim za sprawą nowego trenera, Georgiosa Dikeoulakosa, Lotos wygrał 12 meczów ligowych pod rząd, do tego sięgnął po Puchar Polski (w tych rozgrywkach Wisła odpadła w półfinale po porażce z Energą Toruń), więc nic dziwnego, że mecze półfinałowe zapowiadały się bardzo ciekawie. W pierwszym spotkaniu gdynianki długo stawiały opór, ale w czwartej kwarcie, grając praktycznie szóstką zawodniczek, nie wytrzymały narzuconego tempa i to wiślaczki wygrały 74:59. Następnego dnia Lotos postawił jeszcze trudniejsze warunki, prowadząc do przerwy różnicą 6 pkt. Dopiero w ostatnich minutach Wisła - głównie dzięki świetnej defensywie - dosłownie wydarła zwycięstwo (63:57). W trzecim meczu wyższość wiślaczek nie podlegała już dyskusji, co przyniosło pewna wygraną 90:72. Warto zwrócić uwagę na ilość zdobytych punktów, co dotąd w meczach o stawkę w PLKK czy Eurolidze w tym sezonie krakowiankom się nie zdarzyło.

Drugi finalista został wyłoniony dopiero po dogrywce w piątym meczu - została nim druzyna CCC Polkowice, dla której ten awans był już największym osiągnięciem w historii klubu. Wyglądało na to, że zmęczenie, a zarazem pewne zadowolenie tym sukcesem ekipy Krzysztofa Koziorowicza dają jeszcze więcej szans Wiśle, która przecież i tak posiadała już więcej atutów. Tymczasem w ostatnich dniach przed pierwszym meczem finału - najrówniej grająca w meczach przeciwko Lotosowi - Ewelina Kobryn złamała na treningu mały palec prawej ręki, a dzień po tym zdarzeniu Magdalena Leciejewska doznała poważnego urazu kolana, po którym niezbędna okazała się operacja. Nie dość, że obydwie są zawodniczkami podkoszowymi, to na dodatek Polki, co uwzględniając regulamin rozgrywek PLKK (obowiązkowo dwie Polki równocześnie na parkiecie) ogromnie komplikowało sytuację kadrową Wisły...

Jednak w pierwszym meczu finału, 8 kwietnia, w hali przy ul. Reymonta istniała tylko Wisła. Dość powiedzieć, że niedługo przed przerwą wynik brzmiał 44:15. W drugiej połowie wiślaczki uspokoiły tempo gry, ale nawet na moment nie pozostawiły wątpliwości, kto tego dnia był lepszy. Wynik 70:52 nie oddaje do końca wydarzeń na parkiecie. 20 pkt i 12 zbiórek Jeleny Lewczenko uczyniły z niej bohaterkę meczu.

Następnego dnia odbył się mecz numer 2 finału, który był dużo bardziej zacięty. Do przerwy prowadzenie Wisły różnicą 4 pkt, ale w trzeciej kwarcie to ekipa z Polkowic, głównie dzięki Amishy Carter, wyszła na prowadzenie. Potem jednak nastąpił zryw Pauliny Pawlak i Nicole Powell. Gdy w połowie czwartej kwarty przewaga wynosiła już 14 pkt, było niemal pewne, że już niewiele może się zmienić. Wygrana 64:52 sprawiła, że ekipa trenera Hernandeza była już tylko o krok o zdobycia tytułu. Znowu double double (20 pkt i 10 zbiórek) zaliczyła Lewczenko.


Wielu kibicom w Krakowie wydawało się, że wyjazd do Polkowic będzie formalnością i finał skończy się gładkim 3:0. Tak się jednak nie stało. Ekipa CCC w trzecim meczu zagrała jeszcze lepiej niż w poprzednim starciu, a wiślaczki nieco zawiodły, może będąc zbyt pewne wygranej. W drużynie z Polkowic szczególnie trudny do zatrzymania był amerykański duet Zoll - Carter. Co prawda Wiśle udało się odrobić 8-punktową stratę z pierwszej połowy, ale w czwartej kwarcie nie starczyło sił i ostatecznie to CCC wygrało 67:58.

Nazajutrz, 16 kwietnia, wiślaczki były bardziej skoncentrowane. Do przerwy prowadziły różnicą 7 pkt, a momentami ta przewaga była nawet jeszcze wyższa. Gdy wydawało się, że kontrolują już sytuację na boisku, zawodniczki CCC zaczęły pościg, aż w końcu doszło do drmatycznej końcówki. Jeszcze na 55 sek. przed końcem krakowianki prowadziły 52:46, ale już nie zdobyły nawet punktu. Przy stanie 52:50, w ostatnich sekundach dwie próby zawodniczek CCC z bliskiej odleglości od kosza nie doszły celu i to koszykarki Wisły mogły cieszyć sie ze zdobycia tytułu mistrzyn Polski! Najlepszą zawodniczką tego meczu była ponownie Lewczenko (13 pkt i 14 zbiórek), zatem dla nikogo nie było zaskoczeniem, że to właśnie białoruska środkowa została uznana MVP całej finałowej rywalizacji. Wielkie brawa należą sie jednak także Ewelinie Kobryn, która nie była już tak silnym punktem drużyny jak w meczach półfinałowych, ale grała ze złamanym palcem prawej ręki, wykazując się ogromnym hartem ducha. Już wkrótce zadebiutuje w lidze WNBA, w barwach New York Liberty, zatem również za Oceanem będzie klubową koleżanką Nicole Powell.





Wiadomo już wstępnie, które koszykarki pozostaną w Wiśle w przyszłym sezonie, a także znane są dwa nazwiska w rubrykach "przybyły" i "odeszły". Najważniejsza jednak wiadomość jest taka, że duet Jose Ignacio Hernandez - Jordi Aragones poprowadzi zespół także w przyszłym sezonie. Podpisanie nowego kontraktu z tak uznanym w Europie fachowcem jak Hernandez to dobry ruch działaczy Wisły, a zarazem ich duży sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz