Piłkarze Lecha Poznań wygrali w pierwszym meczu 1/16 Ligi Europejskiej ze Sportingiem Braga i są na dobrej drodze do kolejnej rundy, gdzie zmierzyliby się najprawdopodobniej ze słynnym Liverpoolem. Ten fakt na pewno cieszy, ale sprawy związane ze stadionem, na którym grają piłkarze mistrzów Polski, będącym jedną z aren na Euro 2012 - napawają wyłącznie sporym smutkiem.
We wrześniu z wielką pompą otwarto stadion po przebudowie przy ul. Bułgarskiej, a tą uroczystość uświetnił koncertem Sting. Wszystko było wspaniale, zachwytom nie było końca. Tyle tylko, że już wówczas swoje zastrzeżenia do standardów obiektu zaczęła zgłaszać UEFA. Niewiele brakowało, aby mecze fazy grupowe Ligi Europejskiej zostały przeniesione do Bydgoszczy. Działaczom Lecha udało się jednak w porę zażegnać niebezpieczeństwo i wszyscy w Poznaniu dalej byli dumni ze swojego stadionu. Tym bardziej, że po wygranej z Manchesterem City i remisie w arktycznych warunkach z Juventusem Turyn piłkarze uzyskali awans do dalszej fazy rozgrywek, w co niewiele osób wcześniej wierzyło. Radość była w pełni uzasadniona i nikt nie przejmował się wcześniejszymi uwagami ze strony europejskiej centrali. Do czasu...
Niespełna tydzień przed meczem ze Sportingiem media obiegła informacja o wskazaniu istotnych uchybień przez UEFA i nakazie ograniczenia liczby dostępnych miejsc na tym meczu do zaledwie 20 tysięcy. Zawrzało - pojawiły się pytania dlaczego tak późno, niektórzy kibice od razu wietrzyli nieczystą akcję mającą na celu utrącenie Lecha... Najwięcej uwag kierowano jednak pod adresem władz miasta, nadzorujących wykonanie przebudowy oraz projektanta. Pierwotnie przebudowa miała kosztować 500 mln zł, ale potem ten koszt wzrósł do 713 mln zł! Szacuje się, że naprawa wszystkich usterek wskazanych przez UEFA oznaczałaby wydanie dodatkowo 100 mln zł! Żeby było ciekawiej - wybudowany w zeszłym roku stadion w Hoffenheim, liczący 30 tysięcy miejsc, kosztował 60 mln euro, czyli nie więcej niż 250 mln zł...
Niespełna tydzień przed meczem ze Sportingiem media obiegła informacja o wskazaniu istotnych uchybień przez UEFA i nakazie ograniczenia liczby dostępnych miejsc na tym meczu do zaledwie 20 tysięcy. Zawrzało - pojawiły się pytania dlaczego tak późno, niektórzy kibice od razu wietrzyli nieczystą akcję mającą na celu utrącenie Lecha... Najwięcej uwag kierowano jednak pod adresem władz miasta, nadzorujących wykonanie przebudowy oraz projektanta. Pierwotnie przebudowa miała kosztować 500 mln zł, ale potem ten koszt wzrósł do 713 mln zł! Szacuje się, że naprawa wszystkich usterek wskazanych przez UEFA oznaczałaby wydanie dodatkowo 100 mln zł! Żeby było ciekawiej - wybudowany w zeszłym roku stadion w Hoffenheim, liczący 30 tysięcy miejsc, kosztował 60 mln euro, czyli nie więcej niż 250 mln zł...
Wydaje się, że upór europejskich władz futbolu w dążeniu do odpowiedniego standardu stadionu w Poznaniu ma swoje głębokie uzasadnienie. W końcu tam będą odbywać się w przyszłym roku mecze mistrzostw Europy i ryzyko ewentualnych komplikacji związanych z bezpieczeństwem musi być ograniczone do absolutnego minimum. Niestety, wiele osób w stolicy Wielkopolski tego nie rozumie. Działacze klubu i rządzący miastem uznali, że "jakoś to będzie" i po pierwszych nalotach dadzą spokój. Kibice są podejrzliwi i wszelkie obostrzenia uważają za ingerencję w ich wolność czy nawet bliżej nieokreślony spisek wobec Lecha. Wprawdzie udało się "wynegocjować" na czwartek blisko 30 tysięcy miejsc, ale problem pozostał, zwłaszcza że specjalny raport z organizacji meczu i kwestii bezpieczeństwa złożył przedstawiciel UEFA.
Nasuwają się dwa wnioski. Pierwszy to taki, że gdyby nie bardzo dobra postawa mistrza Polski w rozgrywkach Ligi Europejskiej, prawdopodobnie udałoby się uniknąć kłopotów, a przynajmniej nie ujawniłyby się tak nagle i nie tak dotkliwe dla klubu oraz kibiców. Jednak na pewno doszłoby do kontroli w związku z Euro 2012. Już mecze fazy grupowej Ligi Europejskiej były wnikliwie monitorowane pod kątem bezpieczeństwa, zatem po pierwszych uwagach należało spodziewać się kolejnych. O tym jednak chyba nikt w Poznaniu nie pomyślał, a może po prostu rozumowano w sposób PR-owski: "mamy świetny, nowy stadion, godny organizacji Euro, wspaniałych kibiców, więc żadnych zastrzeżeń nie powinno być". Owszem, stadion spełnia wszystkie warunki, ale... polskie, co podkreślił ostatnio prezydent miasta, Ryszard Grobelny. Według niego problem bierze się z tego, że wymogi UEFA są nieco inne od krajowych. To kuriozalna uwaga, bo w końcu na tym stadionie ma być rozgrywana najważniejsza impreza organizowana przez europejską federację. Więc po co miasto ubiegało się o organizację Euro, skoro teraz uważa, że jedynie polskie standardy są OK, a co tam z europejskimi?!
Drugi wniosek to taki, że w Krakowie nie przepłacono za przebudowę stadionu, a przynajmniej nie tak bardzo. Co prawda koszt wzrósł, ale całość zamknie się i tak w granicach około 500 mln zł. Szkoda tylko, że oddanie trzeciej i czwartej trybuny cokolwiek się wydłuża... Ale to już temat na inne opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz