Przedstawione kilka dni temu przez Kazimierza Grenia nagrania miały wstrząsnąć władzami polskiej piłki, powodując istną rewolucję w PZPN. Czy jednak tak się stanie?
Trzeba zacząć od tego, że Grzegorz Kulikowski nagrywał prywatne rozmowy z najważniejszymi osobami w PZPN, w których miały padać propozycje korupcyjne. Przekazując Greniowi swoiste dowody zbrodni, wcale nie miał na celu wywołania takiego zamieszania, a jedynie pokazanie za zamkniętymi drzwiami zjazdu PZPN złych mechanizmów funkcjonowania tej organizacji. Kulikowski stwierdził wręcz, że dał mu zapałkę, a ten podpalił cały las. Obaj w 2008 roku zrobili bardzo dużo, aby Grzegorz Lato został prezesem PZPN, finansując jego kampanię. Potem Greń miał spory apetyt na funkcję sekretarza generalnego, jednak Zdzisław Kręcina, pełniący ją już od wielu lat, potrafił przekonać do siebie nowego prezesa. Wówczas niedawny sojusznik zaczął przekonywać, że ma niesamowite "haki" na Latę, ale niczego nie ujawnił. Wiarygodność i kompetencje Grenia budziły spore kontrowersje - sądzono, że to zwykły konflikt personalny czy ambicjonalny. W zamyśle Kulikowskiego, zebrane materiały miały uderzać przede wszystkim w Kręcinę.
Co wynika z zaprezentowanych nagrań? Póki co niewiele, a wręcz praktycznie nic, co nakazałoby stwierdzić, że zaistniała korupcja. Prokuratorzy badają, czy doszło do przestępstwa i - siłą rzeczy - potrwa to dobrych kilka tygodni, o ile nie miesięcy. Jeśli konkretnym osobom nie zostaną postawione zarzuty, będzie można mówić jedynie o odpowiedzialności moralnej, a nie prawnej, co raczej mocno zawiedzie szeroko rozumianą opinię publiczną. Oczywiście nie zmienia to faktu, że z przedstawionych materiałów wyłania się obraz PZPN jako organizacji, której standardy daleko odbiegają od normalności.
W takiej sytuacji istnieje znaczne prawdopodobieństwo kolejnej wojny futbolowej. Kilku z poprzednich ministrów sportu - Jacek Dębski, Tomasz Lipiec i Mirosław Drzewiecki - przegrało starcia z PZPN, gdy chcieli uzdrowić sytuację w polskiej piłce, wprowadzając kuratora i zarządzając wszechstronną kontrolę w związku. Intencje mieli na ogół szlachetne, ale panujące w FIFA i UEFA zasady są jasne - żadnej ingerencji władz państwowych w działania piłkarskiej federacji. Niestety, politycy tego nie tyle nie rozumieją, co nie chcę zrozumieć, licząc przy okazji an zdobycie popularności. Wiadomo przecież, że PZPN ma jeden z najniższych wskaźników zaufania społecznego spośród wszystkich - szeroko rozumianych - instytucji państwowych (bo wiadomo przecież, że jest jedynie "zwykłym" stowarzyszeniem). Najprawdopodobniej teraz do boju wyruszy nowa minister sportu, Joanna Mucha. Wydaje się jednak, że jakkolwiek sytuacja w PZPN jest patologiczna, a Lato kurczowo trzyma się prezesowskiego fotela, próbując za wszelką cenę zatuszować kilka mniej lub bardziej spektakularnych wpadek, to samo środowisko futbolowe w jakimś stopniu dojrzało do zmian, o czym świadczy choćby sprawa z "orzełkiem" na koszulce reprezentacji Polski. Pomysły delegalizacji PZPN, wysuwane przez Ruch Palikota, mogą w tej sytuacji przynieść znacznie więcej szkody niż pożytku. Tym bardziej, że wydarzeniom w Polsce z co najmniej zdwojoną uwagą przygląda się UEFA - w końcu to w naszym kraju i na Ukrainie za pół roku odbędą się finały Euro2012.
Tak czy inaczej - sytuacja jest bardzo dynamiczna. Oby w tym wszystkim nie zabrakło zdrowego rozsądku...